Oceń ten artykuł
(3 głosów)
niedziela, 13 lipiec 2014 18:41

Uzależniona od adrenaliny i przełamywania stereotypów

Rozmawiamy z
Martyną Chmielewską
motocyklistką trenujacą stunt

Martyno, skąd pomysł by trenować stunt?
- Kiedy zaczęłam jak każdy – jeździłam normalnie po ulicach. Jeszcze wtedy pierwszym motocyklem – Hondą CBR 125. Jednak z czasem zaczynało mi brakować mocy (wiadomo ;) ). Skończyłam 18 lat i pierwsze co zrobiłam, to prawo jazdy kat. A. Wtedy też poznałam ekipę w której jestem do teraz MogilnoBikerz (mimo, że z Mogilna nie jestem :P). Zaczęłam do nich przyjeżdżać i obserwować. To oni mnie w to wkręcili. Znudziła mi się normalna jazda, a w stuncie z treningu na trening jest jakiś progress.

Od czego zaczęłaś realizację swoich marzeń?
- Przede wszystkim motocykl – kupiłam Honde F3. Cóż, w stanie opłakanym! Jedyne co było w niej dobre to silnik i rama. Bez stacyjki, bez świateł, bez jakichkolwiek owiewek i z zabranym dowodem. Z czasem zaczęłam w nią inwestować. Od ekipy w prezencie urodzinowym dostałam HB. Potem było poszukiwanie placu bo z każdego miejsca byłam „usuwana” przez policje. W końcu znalazł się 4 km od domu.

Co było najtrudniejsze? Przełamanie się?
-
Cały czas się przełamuje. Przy każdym nowo poznanym tricku. Przede wszystkim jest mi trudniej niż facetom, bo motocykl jest ciężki ale jak się chce to można wszystko.

Bo wśród kobiet, chciałoby się powiedzieć w naszym kraju, ale przecież nie tylko…to wciąż mało popularna dyscyplina…
- Wbrew pozorom stunt staje się coraz bardziej znany, miedzy innymi dzięki lidze która powstała Polish Stunt Cup. Fakt, dziewczyn z Polski znam tylko Ewę Pieniakowką i Manie, która urzęduje teraz w Anglii. Jednak w Stanach jest już spora grupa stunt-kobitek ;) Jeszcze 2-3 lata i organizatorzy zawodów będą musieli stworzyć oddzielną kategorie dla dziewczyn.

No właśnie problem jest także na zawodach, kategorii dla pań brakuje…
- Brakuje, ponieważ chętnych dziewczyn też brakuje, ale myślę że z czasem to się zmieni. Z tego co widzę- chociażby w Internecie- coraz więcej dziewczyn próbuje coś kombinować w tym temacie.

A u boku facetów, to chyba nierówna walka? Nie umniejszając nam kobietom oczywiście, ale siłowo niestety mamy trudniej…
- Wiadomo, nie upierajmy się że dorównujemy facetom, bo tak nie jest patrząc na sprawność fizyczną. Cokolwiek byśmy nie robiły to nie będziemy silniejsze od tych „prawdziwych facetów”. W feministkę nie będę się bawić, i uważam, że zawody u boku facetów są nierówną walką mimo, że na SGP Sarah Lezito, przeszła do finałowych przejazdów.  To, że kobiety są słabsze nie znaczy, że powinny z tego zrezygnować, moim zdaniem tym bardziej powinny pokazywać, że chcieć to móc.

Kto Cię prowadzi? Masz kogoś kto udziela rad, a może sama „rozgryzasz” tricki krok po kroku?
- Od tego mam moją ekipę, w której jest siedem osób trenujących stunt. Kiedy coś nie wychodzi tak jak bym chciała, to pytam, ale teoria a praktyka to baaardzo rozbieżne pojęcia. Oglądam filmiki osób które mnie inspirują, przyglądam się znajomym którzy stuntują i staram się wyłapać wszystko co potrzebne. I tak cały czas do przodu.

Masz swoje autorytety w branży? Ktoś imponuje Ci szczególnie?
- Tak, Leah Petersen, Jessica Maine (która odpuściła stunt L ), Chris Pfeiffer, Chesca Miles, Romain Jeandrot i Joona Vatanen.

Jakie stawiasz sobie cele? Co chcesz osiągnąć w tej dyscyplinie?
-Nie stawiam sobie wielkich celów, z treningu na trening stawiam sobie malutkie cele, które osiągam i to mnie cieszy. Chce coś umieć, nie dla zawodów, czy innych bajerów tylko dla siebie. Chce być dobra w tym co robię.

A co cię najbardziej w tym kręci? Dlaczego to robisz i chcesz więcej?
- Kreci mnie to, że widzę progress, że nie ma nudy. Można trenować masę różnych tricków, drift – tu nie ma monotonii. Jest też adrenalina, od której się chyba już uzależniłam, kreci mnie też przełamywanie stereotypów. Ludzie z natury oceniają bardzo pobieżnie innych, a ja daje im powody do zmiany tego.

Nie mogę się powstrzymać, by zadać to pytanie . Jesteś piękną, młodą kobietą, nie boisz się, że się pokiereszujesz? A Twoi bliscy?
- Początki były ciężkie właśnie pod tym względem, że bałam się gleby i miałam jakąś blokadę. Po pierwszym upadku blokada się wyłączyła. Wiadomo, że nie jest przyjemne nie móc chociażby założyć spodni, bo coś tam jest obdarte i drażni, ale już mnie to nie rusza. Poza tym takie blizny to w pewnym sensie pamiątki ;). Z resztą tego nie da się ominąć, jak mówią „jak się nie wyp*** to się nie nauczysz” -  przyświeca mi to na każdym treningu! Co do moich bliskich, to tata zaszczepił we mnie motocykle (co prawda nie sam stunt) i lubi przyjechać popatrzeć na moje wzmagania. Mama? Hmm nie jest szczęśliwa, jak wracam poobdzierana… Ale czy ma jakieś wyjście? :D

Rozm. Żaneta Lipińska-Patalon

Korzystając z naszej strony, wyrażasz zgodę na wykorzystywanie przez nas plików cookies . Zaktualizowaliśmy naszą politykę przetwarzania danych osobowych (RODO). Więcej o samym RODO dowiesz się tutaj.